sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 13

Damon cały czas klęczał i uśmiechał się niepewnie, jakby chciał tym uśmiechem ją przekonać.
 Tymczasem ona intensywnie myślała. Najpierw nie chciał, mówił, że to niepotrzebne. Potem w kłótni powiedział, że na pewno jej się nie oświadczy, a teraz... Klęczy przed nią i z jego twarzy można odczytać, że mu zależy. Ale dalej nie wiedziała, czy te oświadczyny są prawdziwe, czy robi to tylko ze względu na nią.
 Spojrzała w jego oczy. Wyrażały obawę, nadzieję, błaganie... I miłość. Kocha go i to jest najważniejsze, a on oczekuje odpowiedzi. Pytanie tylko czy twierdzącej czy przeczącej. No bo może dla niego prościej byłoby, gdyby ona mu odmówiła, a on miałby spokój, bo przecież się starał.
 -Tak- powiedziała łamiącym się ze wzruszenia głosem.
 Porwał ją w ramiona i okręcił wokół siebie.
 -Na prawdę?- spytał z niedowierzaniem, a jego oczy wyrażały bezgraniczne szczęście.- Naprawdę się zgodziłaś?
 -Tak- szepnęła mu do ucha i wtuliła się w jego ramię.
 Ich usta nareszcie się spotkały. Każde z nich było teraz bezgranicznie szczęśliwe. Elena poczuła, że traci grunt pod nogami. Otworzyła oczy i okazało się że jej narzeczony <jak to pięknie brzmi> niesie ją na górę, cały czas nie odrywając się od jej ust. Szybko pozbyli się swoich ubrań. Teraz liczyli się tylko oni. To był ich czas.
 [2 godz. później]
 Narzeczeni leżeli w łóżku Eleny rozmyślając o ich wspólnej przyszłości.
 -Na kiedy planujesz ten ślub?- spytała patrząc w jego oczy.
 -Nie wiem, może tak środek sierpnia?- zaproponował.
 -Czemu nie wcześniej?
 -Bo jeśli weźmiesz ślub jeszcze w roku szkolnym to wszyscy pomyślą że jesteś w ciąży. Zmierzchu nie oglądałaś?
 -A lipiec?
 -Ale żeby małżeństwo było udane w nazwie miesiąca musi być literka "R".
 -Nie wiedziałam, że taki przesądny jesteś...
 -Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz...- odparł i pocałował ją w policzek.
 -A kogo weźmiemy na świadków?
 -Ja Ricka.
 -A ja... Hmmm.... Nie wiem- przyznała.- Nie mogę wziąć Bonnie ani Caroline, bo wtedy ta druga będzie obrażona... Zresztą one będą druhnami.
 -A ja myślałem, że Stefan będzie druhną...- prychnął.
 -Hahaha, bardzo śmieszne... On nie ma prawa zepsuć nam tego dnia.
 -Nie zaprosisz Stefcia? Wow, robisz postępy.
 -Dziękuję. Wracając do tematu... Może Meredith?
 -Ale to jest moja kochanka! Wczoraj wyznałem jej miłość!
 -No wiesz ty co? Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, a ty już mnie zdradzasz!?- udała rozpacz.
 -Niedługo będziemy, więc co za różnica. 
 -Ranisz!
 Oboje się zaśmiali.
 -Ej, ale wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził?-- spytał.
 -Oczywiście, że wiem...
 -To dobrze. A kogo zaprosimy?
 -No wszystkich... Alarick, Meredith, Jeremy, Bonnie, Caroline, Susan, Megan, Mindy... Ktoś jeszcze?
 -Logan?
 -To frajer, zdradził Caroline!
 -No i? Jest spoko, poza tym, to nasz ślub, nie jej.
 -Wrócimy jeszcze do tego. Ktoś jeszcze?
 -Rebecca...?- powiedział Damon i zaraz tego pożałował.
 -Chcesz zaprosić tę zdzirę na nasz ślub!?
 -To moja przyjaciółka...
 -To w takim razie ja zaproszę Stefana! Nie będę inna od ciebie i powiem, że to mój przyjaciel!
 -Dobra, chętnie zobaczę jego reakcję na wiadomość o tym, że będziesz na zawsze moja...
 Pokazała mu język.
 -O i może Elijah?- spytał Damon.
 -Ok...
 -I Klausa, Kola, Kathrine...
 -Nie rozpędzaj się, co kochasiu?
 -Żartowałem tylko.
 -To przestań, bo masz strasznie głupie pomysły.
 -Przepraszam.
 -Wiesz, że cię kocham...
 -Wiem- powiedział i pocałowali się.
 
[Caroline]
 
Blondynka wstała by otworzyć drzwi.
 -Klaus!?- krzyknęła gdy zobaczyła go stojącego przed jej drzwiami. Był w swoim ciele, nie już w ciele Tylera.- Po co tu przyszedłeś!? Skąd wiedziałeś, gdzie jestem!?
 -Mindy mi powiedziała.
 -A po co!?
 -Żeby mi dać szanse wszystko naprawić.
 -Nic już nie naprawisz. Za bardzo mnie zraniłeś, mnie i bliskich mi ludzi!
 -Chciałem cię przeprosić...
 -Miło. A wiesz chociaż za co!?
 -Za to, że przespałem się z tobą... I to w ciele Lockwooda, wiedziałem jak to cię zrani, a mimo to... Zrobiłem to. Ale dlatego, ze nie mogłem się powstrzymać, bo cholernie mi na tobie zależy Caroline.
 Blondynka popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
 -I czego ty się spodziewasz!? Że rzucę ci się na szyję i będę ci wdzięczna, że w ogóle umiesz przyznać się do błędu!?
 -Tak.- odparł i się uśmiechnął.
 -Jesteś po prostu bezczelny- syknęła. Miała ochotę go spoliczkować.
 -Caroline, proszę wybacz mi...
 -Dobra. Wybaczam. I co w związku z tym? Przyjaźń na wieki?
 -Caroline wiem, jak bardzo mnie nienawidzisz, ale daj mi to naprawić. Ja wiem, masz prawo mnie nienawidzić..
 -Naprawdę? Jakiś ty łaskawy, dziękuję.- przerwała mu.
 -Masz prawo mnie nienawidzić, ale to do niczego nie prowadzi.
 -I co?
 -Może spotkajmy się jutro?
 -Ale po co do cholery!?
 -Żeby uczcić to, że mi wybaczyłaś.
 -Boże Klaus... Dlaczego tak ci na tym zależy?- westchnęła.
 -Mówiłem już. Bo zależy mi na tobie.- odparł i się uśmiechnął.
 -Dobrze. Jutro o 16, może być?
 -Pewnie! Caroline, nawet nie wiesz jak się cieszę.- powiedział i pocałował ją w policzek.
 -A może... Wejdziesz już teraz?- spytała.
 -Chciałbym, ale nie jestem zaproszony i nie mogę, ale może pójdziemy do mnie?
 -Ok, zaczekaj, tylko wezmę kurtkę.
 
[Elena i Damon]
 
Elena stała w kuchni i przygotowywała kolację, żeby chociaż prowizorycznie upodobnić się do normalnych ludzi. Brakowało jej człowieczeństwa, ale podobało jej się też bycie wampirem, szczerze myślała, że będzie to gorsze.
 Damon podszedł do niej i objął ją od tyłu za talię.
 -Nie mogę uwierzyć, że zostaniesz moją żoną...- powiedział i pocałował ją w szyję.
 -Jeszcze wszystko może się zmienić, także się staraj.- odparła, ale się uśmiechnęła.
 -Starać to ja się będę nawet już po ślubie.
 -Ale... Wcześniej nie chciałeś ślubu, skąd ta nagła zmiana?- spytała patrząc w jego twarz.
 -Po prostu przemyślałem to wszystko i doszedłem do wniosku, że też tego chcę. A to, że miałem wahania to... Nie to, że nie chciałem, to jest po prostu ważna decyzja, której nie można sobie od tak podjąć. Ale teraz myślę, że to było głupie z mojej strony, bo przecież to oczywiste, że cię kocham i że chcę spędzić z tobą wieczność- mówił sunąc ustami po jej szyi.
 -Ale teraz już masz pewność?
 -Gdybym nie miał, nie prosiłbym cię o rękę.
 -No tak.- odparła. Reszta wieczoru minęła spokojnie, zjedli kolację, obejrzeli jakiś film (Damon chciał ją namówić na ProjectX, ale ona twierdziła, że woli coś spokojniejszego),a  potem położyli się spać wtuleni w siebie nawzajem.
 
[Caroline]
 
Dwójka siedziała w salonie Klausa. Pili wino, rozmawiali, śmiali się... Ku jej zdziwieniu było naprawdę miło.
 -Ej przejrzałam cię! Chcesz mnie upić!- krzyknęła kiedy wampir nalewał jej kolejny kieliszek, ale zaraz potem zaczęła się śmiać.
 -Ja??? Ależ skąd...?- spytał się, a dziewczyna przymrużyła oczy.- A jeszcze tego nie zrobiłem?- spytał z niewinnym uśmieszkiem.
 -Cham!- krzyknęła i walnęła go w ramię poduszką leżącą na kanapie.
 -Miło mi.
 -Wiesz, nigdy nie przypuszczałam, że można z tobą normalnie pogadać.- powiedziała po namyśle i upiła łyk wina z kieliszka.
 -Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, zwłaszcza z twoich ust...
 Zaczął przybliżać swoją twarz do jej. Słyszał jej przyspieszony oddech i bicie serca.
 -Klaus my... Nie możemy...
 -Przecież oboje tego chcemy.
 -No tak, ale...
 -Ha!- ucieszył się.
 -A tobie co?
 -Nic, po prostu przyznałaś się w końcu, że chcesz.- odparł z triumfalnym uśmiechem.
 -A ty nawet w takiej chwili nie umiesz być poważny?
 -W takiej czyli w jakiej?
 -Idiota- prychnęła.
 Na to przybliżył się do niej i pocałował nie czekając na pozwolenie. Zaskoczyło go, że odwzajemniała pocałunki i to z jeszcze większą pasją. Bał się, że to tylko sen, że zaraz się obudzi i powróci szara rzeczywistość, w której wszyscy, łącznie z Caroline go nienawidzą.
 Podniósł ją, ani na chwilę nie odrywając swoich ust od jej i zaniósł do sypialni. Ściągnął jej koszulkę, składając pocałunki na jej rozpalonych ramionach, biuście i idealnie płaskim brzuchu. Blondynka nie pozostając mu dłużna rozpięła jego koszulę i wodziła ustami po jego klatce piersiowej. Po chwili oboje byli pozbawieni ubrań... i stało się.

(Resztę bloga piszę w pierwszej osobie...)

[Caroline]
 
Obudziłam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Leżałam na wielkim łóżku, ubrana w czyjąś szarą koszulę. Męską koszulę. Rozejrzałam się po pokoju. Naprzeciwko ciemnego, dębowego łóżka stała w takim samym kolorze komoda, po lewej szafa, ściany były koloru jasno brązowego. Spojrzałam na miejsce koło mnie. Było puste. Jednak wyczułam w powietrzy coś, dzięki czemu przypomniałam sobie zdarzenia wczorajszej nocy. 
 Perfumy Klausa. Tak, ten zniewalający zapach, od którego uginały mi się kolana... Boże, o czym ja myślę!? Nie mogę tak myśleć o Klausie! Przecież... On zranił tylu ludzi, których kocham... A ja się z nim najbezczelniej w świecie przespałam!
 Z zamyślenia wyrwał mnie Klaus, wchodzący do sypialni, przewiązany w pasie błękitnym ręcznikiem. Czyżby podkreślał kolor jego oczu, czy tylko mi się wydawało? Caroline, ogarnij się, nie wolno ci się tam patrzeć! (w sensie w jego oczy, bo ja nie wiem, co wy sobie możecie pomyśleć ;***) Zamknął delikatnie ciężkie drzwi, pewnie żeby mnie nie obudzić.
 -O, wstałaś już?- spytał. Usiadł koło mnie i pocałował mnie w policzek. Był taki szczęśliwy. Mimowolnie się uśmiechnęła.- Wystałaś się?
 -Niezbyt... Która jest godzina?- odparłam przecierając oczy ze zmęczenia.
 -Około ósmej...- odpowiedział zgaszony.
 -Boże spóźnię się do szkoły!- krzyknęłam. 
-Tak, jakby szkoła miała teraz jakiekolwiek znaczenie... Po prostu szukasz wymówki, żeby się stąd wyrwać, przyznaj się!- krzyknął jakiś głosik w mojej głowie. 
 -Serio? Chcesz iść teraz do szkoły?- spytał mnie z drwiącym uśmiechem. 
 -Czemu nie? Został mi tylko miesiąc.
 -A nie możesz tego olać?- spytał i puścił mi oczko. 
 -A z jakiego powodu?
 -A z mojego- odparł i mnie pocałował. Z trudnością to przerwałam.
 -Klaus ja... Naprawdę... Ale...- mówiłam dość nieskładnie. Chyba pierwszy raz  w życiu brakowało mi słów! Złapałam go za rękę.- To nie ma sensu... My... My nie możemy. To niedorzeczne! Przecież powinniśmy się nienawidzić!
 -Ale jest inaczej- powiedział ze spuszczonym wzrokiem.
 -Jest, ale... Skąd mam wiedzieć, czy nie chcesz mnie wykorzystać? Na przykład do jakiś swoich chorych planów...!?
 -Nigdy bym cię nie skrzywdził Caroline- odparł patrząc na nasze splecione dłonie.
 -Skąd mam pewność?
 -Poprostu mi zaufaj.
 -Nie wiem... Nie wiem co ja mam myśleć Klaus...
 -To zastanów się i kiedy będziesz znała odpowiedź, to przyjedź.
 -Dobrze. Dziękuję...
 Przerwał mi pocałukiem.
 -Ja będę czekał choćby wieczność, Caroline...- wymruczał mi do ucha. Wyrwałam się z jego uścisku i poszłam szybko się ubrać, po czym wyszłam z jego mieszkania.
 
[Damon]
 
Elena poszła do szkoły, a ja znowu zostałem sam. Trochę mi to już działa na nerwy. Cały czas jej nie ma, a ja muszę siedzieć w tym domu sam jak idiota. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia. Damon Salvatore budzący się sam? Haha... Na szczęście Ricka wypuszczają dzisiaj po południu. Już nie będę taki samotny. 
 Usłyszałem piosenkę Depeche Mode- Enjoy The Silence, wydobywającą się z mojego telefonu
 -Halo?- odebrałem. 
 -Damon!? Musisz szybko przyjechać do szpitala, ale to już!- krzyczał mi Rick w słuchawkę. 
 -A co? Znowu umierasz?- spytałem ironicznie.
 -Hahaha, bardzo śmieszne. Chciałbyś, ale nie. Chodzi o Jennę...
 -Dobra, już jadę- odparłem i rozłączyłem się. 
 
[Elena]
 
Stałam przy szafkach, kiedy podeszły do mnie Caroline i Bonnie. 
 -Hej- powiedziały naraz.
 -Hej... Caro, co ty taka przygnębiona?- spytałam.
 -Ja? Wydaje ci się...- odparła niezbyt przekonywająco.- Po prostu myślę.
 Bonnie wybuchnęła śmiechem.
 -To ty myślisz? - spytała Bonnie patrząc na Caroline
 -Haha, bardzo śmieszne. - odpowiedziała Caroline spoglądając na Bonnie
 -No serio, Caro, o co chodzi? - spytałam czule
 Zadzwonił dzwonek.
 -Przespałam się z Klausem...- wypaliła i szybko pobiegła na swoją lekcję. Spojrzałyśmy na siebie z Bonnie z szokiem wymalowanym na twarzy.
 -Jeśli to jest prawda, to trzeba z nią będzie iść do psychiatry- powiedziała Bonnie.
 -Albo chociaż do egzorcysty...- odparłam.
 
[Damon]
 
Przyjechałem pod szpital tak szybko jak się dało. Od razu udałem się do sali w której leżał Alarick. Wpadłem do białego pomieszczenia z pytaniem wymalowanym na twarzy.
 -Czyli jak?- zadałem niezbyt mądre pytanie.
 -Spokojnie... 
 -To każesz mi tu szybko przyjeżdżać, a teraz każesz mi być spokojnym!?
 -I tak dopóki mnie nie wypuszczą nic nie zrobimy...
 -To po co po mnie teraz zadzwoniłeś!?- spytałem oburzony.
 -Bo mi się tu nudzi samemu- odparł z bananem na twarzy.
 -Idiota- mruknąłem.
 -Więc tak, potrzebny będziesz ty i Bonnie. Pójdziemy na cmentarz, muszę wypić trochę twojej krwi- skrzywił się.- A potem Bonnie musi zadziałać.
 -To bez sensu- odparłem.
 -A czy cokolwiek ma sens? Wiem jedno, chcę, żeby Jenna żyła i nie obchodzi mnie nic innego.
 Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi. Odwróciłem się. Za mną stała Meredith ze łzami w oczach. Pokręciła głową i wyszła.
 -Ej, zaczekaj- krzyknąłem i pobiegłem za nią. 
 -Na co mam czekać!? Mogliście mi chociaż powiedzieć, a nie że ja teraz wychodzę na jakąś idiotkę!
 -Ej, nie obrażaj się na niego on ją kocha...
 Westchnęła.
 -Rozumiem. Ale mogliście mi powiedzieć. Ty też nie jesteś święty Damon, rozumiem, że on nie chciał mi mówić, ale ty!? 
 -Ale co ja miałem ci powiedzieć?
 -Zejdźcie mi z oczu oboje- warknęła i poszła do recepcji.

 [Elena]
 
Nareszcie zadzwonił dzwonek. Wyszłyśmy z Bonnie z klasy i zobaczyłyśmy Caroline, która najwyraźniej przed nami ucieka.
-Caroline chodź tu!- krzyknęłam. Westchnęła i podeszła do nas.
-Co ja mam wam powiedzieć?- spytała zrezygnowana.
-Jak ty w ogóle mogłaś to zrobić? Z Klausem? Serio?- spytałam z obrzydzeniem.
-A niby w czym Klaus jest gorszy na przykład od Damona?- zapytała zirytowana.
-We wszystkim!- krzyknęła Bonnie. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-To jest moje życie i mam prawo sypiać z kim chce!- krzyknęła. 
-Nie mów mi, że ty tego nie żałujesz, błagam- jęknęłam.
-A czego mam żałować? W łóżku jest zajebisty, poza nim też! W końcu spotkałam faceta, do którego coś czuję, który się dla mnie zmienił, tak jak dla ciebie Damon!- zwróciła się do mnie.
-Boże Święty mówiłam, że do egzorcysty ją trzeba będzie zabrać- mruknęłam.- Caroline, ale nie rozumiesz jak on nas wszystkich ranił? Niejednokrotnie chciał mnie zabić i nie tylko mnie!
-Damon też niejednokrotnie chciał mnie zabić- syknęła.
-Damon to co innego.
-Wcale nie co innego!
-Dobra dziewczyny przestańcie!- krzyknęła Bonnie.
 Po chwili zadzwonił jej telefon. Nie chciało mi się w to wsłuchiwać. Potem Bonnie oznajmiła, że musi pilnie iść i wyszła ze szkoły. Nie patrząc na Caroline poszłam pod klasę.

 [Damon]
 
(Godz. 14.)
 Właśnie wypisali Ricka ze szpitala. Pojechaliśmy na cmentarz. Zadzwoniłem do Bonnie i powiedziałem, żeby szybko przyjechała i nie mówiła nic Elenie. Po dziesięciu minutach dziewczyna zjawiła się na cmentarzu. Alarick musiał się napić mojej krwi żeby, jak to ładnie ująć "Połączyć się ze światem umarłych, bo wampiry to po części trupy"- słowa Bonnie. Bennet położyła dłonie na jego skroniach i zaczęła coś tam pieprzyć po łacinie. Saltzman się zachwiał. Spojrzeliśmy w prawo. Stała tam Jenna. Uśmiechała się.
 -Wróciłeś po mnie- powiedziała ze łzami w oczach i rzuciła się w ramiona Rickowi. 
 -Pewnie, że wróciłem- odparł i pogłaskał ją po włosach.
 -Ekhem, a nam to nie łaska podziękować?- spytałem z ironicznym uśmieszkiem.
 -Dziękuję!- odparła i przytuliła się najpierw do mnie, potem do Bonnie. 
 -To wracajmy do domu, jak Elena wróci będzie miała suprajsa- powiedziałem. 
 Wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Alarick z Jenną usiedli z tyłu, wolałem nie patrzeć w lusterko...

 [Caroline]

 Wszystko sobie dokładnie przemyślałam. Chcę być z Klausem. Chcę przynajmniej spróbować, żeby potem w przyszłości nie wytykać sobie, że szczęście przeszło mi pod nosem. Ja i Bonnie jakoś też na początku nie byłyśmy zwolenniczkami związku Eleny z Damonem, jednak zaakceptowałyśmy to, przynajmniej ja, bo wiedziałam, że się kochają. Ja jeszcze nie wiem, czy kocham Klausa. Nie wiem co czuję, ale wiem, że nie jest mi on obojętny. 
 Odetchnęłam głęboko i zadzwoniłam do drzwi. 
 -Caroline! Wejdź- powiedział z szerokim uśmiechem.- Zdecydowałaś?- zapytał niepewnie.
 Pokiwałam głową.
 -I?- zapytał Klaus nie odrywając ode mnie oczu
 Uśmiechnęłam się.
 -Chcę spróbować- odparłam. Od razu znalazł się przy mnie Klaus i złożył na moich ustach pocałunek. 

 [Elena]
 
 Weszłam do domu z dziwnym przeczuciem, że coś się stanie. Nie wiedziałam czy dobrego, czy też nie. Przekręciłam klucze w drzwiach i nacisnęłam klamkę. Zastałam Damona, który siedział z Rickiem na kanapie i oglądali jakiś tam mecz. Udawali normalność, ale widziałam, że powstrzymują się od uśmiechu.
 -Hej kochanie- powiedział Damon, jakby dopiero się skapnął, że weszłam do domu. Przecież słyszał mnie już na podjeździe, coś jest nie tak!
 -Heej... Coś się stało?- spytałam od razu.
 -Nie, a co się miało stać?- zapytał zdziwiony.
 -Bo widzę, że coś się stało.
 -Hej Elenka, co chcesz na kolację- spytała Jenna, która własnie weszła do salonu.
 -A obojętnie... JENNA!?- pisnęłam i rzuciłam jej się na szyję.- Boże, ale ty przecież... Jak to się stało!?- pytałam płacząc ze szczęścia.
 -Twój chłopak i mój wymyślili ten spisek- odparła i się zaśmiała. 
 -Ale... To przecież niemożliwe... Boże, tak się cieszę!
 -Powinnaś już się przyzwyczaić, że umarli zmartwychwstają- zaśmiał się Alarick.
 -Elena, opowiadaj co u was. Bo to, że jesteś z Damonem, a nie ze Stefanem to już słyszałam- powiedziała podniecona Jenna.
 -Hmm.... A to, że bierzemy ślub cię zainteresuje?- spytałam.
 -Ej stary! Czemu mi nic nie powiedziałeś!? Foch!- krzyknął Rick, a Jenna podeszła do mnie i mnie przytuliła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz