Wyjaśnienie: Damon nic do Rebeci nie czuje, jest po prostu jego bardzo dobrą przyjaciółką i zależy mu na niej ;) I jest jej wdzięczny że była przy nim w trudnych chwilach :) Tyle ;) A to że uwielbiam ich duet to już inna sprawa :D
[Elena]
[Elena]
Od ożywienia Jenny minął już ponad miesiąc. Żyliśmy jak zwyczajna rodzina. Cieszyłam się, że w końcu możemy chociaż zbliżyć się do normalności. Jeśli normalnością nazwać codzienne sprzeczki Jenny i Damona... Ale przecież robili to z miłości. Przed śmiercią Jenna nie przepadała za Damonem i z wzajemnością. Teraz kiedy zobaczyła jak się zmienił, ona też się zmieniła. Zostało tylko kilka dni szkoły. Maturę zdałam prawie na same piątki. Rick pomógł mi... Cieszyłam się, że Jenna jest teraz ze mną, że mnie wspiera. Dzisiaj organizujemy imprezę z okazji zakończenia roku. Będą na niej najlepsi ludzie ze szkoły, czyli Caroline, Bonnie, ja, Rebeca i Damon, który chociaż nie chodzi z nami do szkoły, postanowił pójść, żeby mnie "kontrolować po pijaku". Haha, kto tu musi kogo kontrolować? Mam zamiar powiedzieć na tej imprezie o moich zaręczynach z Damonem. Na razie wiedzą tylko Jenna i Alarick.
Byłam właśnie podczas szykowania się na imprezę tak zwaną domówkę. Ubrałam czarne spodnie, szpilki i swoją ulubioną, niebieską bluzkę. Do tego czarną torebkę i biały naszyjnik i bransoletka od Damona. A włosy lekko pokręciłam.
-Ślicznie wyglądasz- powiedział Damon, który najpierw stał oparty o futrynę, a potem zaczął podchodzić do mnie, by mnie pocałować.
-Ty też niczego sobie- odparłam. Miał na sobie czarną koszulę, gdzie dwa pierwsze guziki były rozpięte i czarne jeansy.
Uśmiechnął się. Było cudownie i po raz pierwszy nie miałam żadnego przeczucia, że coś się zepsuję. Po prostu czułam, że tak już będzie zawsze.
Pocałunki przerwał nam dzwoniący telefon.
-Tak Caroline, już idziemy- mruknęłam niezadowolona, nawet nie sprawdzając kto dzwoni. Wrzuciłam telefon do torebki i wróciłam do Damona...
-Ty też niczego sobie- odparłam. Miał na sobie czarną koszulę, gdzie dwa pierwsze guziki były rozpięte i czarne jeansy.
Uśmiechnął się. Było cudownie i po raz pierwszy nie miałam żadnego przeczucia, że coś się zepsuję. Po prostu czułam, że tak już będzie zawsze.
Pocałunki przerwał nam dzwoniący telefon.
-Tak Caroline, już idziemy- mruknęłam niezadowolona, nawet nie sprawdzając kto dzwoni. Wrzuciłam telefon do torebki i wróciłam do Damona...
[Caroline]
Chodziłam w kółko przeklinając dzień, w którym ta nieodpowiedzialna lamuska się urodziła. Miała przyjść wcześniej, żeby mi pomóc z imprezą, a ona co!? Musiałam sama poradzić sobie ze wszystkim. Bonnie to nawet nie fatygowałam, bo jej poczucie stylu jest co najmniej- za niskie, na tego typu imprezę. Zejdzie się cała szkoła!
-Skarbie, nie denerwuj się- Klaus złapał mnie za rękę i przytulił. Byłam z nim. I było nam razem bardzo dobrze. Zawsze umiał mnie uspokoić, pocieszyć...Był jak dobry psycholog. Zawsze podkreślał, że to ja go zmieniłam, że jestem pierwszą kobietą, którą naprawdę pokochał. To było cudowne. Ja też nigdy nie czułam czegoś takiego. Od tygodnia razem mieszkaliśmy. Zaprzyjaźniłam się nawet z Rebecą, która nie jest taka zła, jakby się mogła wydawać. Nigdy nie zapomnę tej sceny, kiedy ona wpadła do domu Klausa i zobaczyła nas, jak się całujemy. Powiedziała wtedy: "Nie uśmiecha mi się, że mam mieszkać z parą zakochańców, ale jeśli go uszczęśliwiasz, to znaczy, że jednak jesteś coś warta.". Wtedy myślałam, że mnie właśnie obraziła, ale potem Klaus powiedział, że w jej ustach coś takiego to komplement.
Siedziałam chyba z kilka godzin nad wyborem idealnej sukienki. Jedynym wyjściem były zakupy, na które nie zdążyłabym już pójść, ale Klaus mnie uratował. Przyniósł mi pudełko, w którym była piękna, łososiowa sukienka.
-Wiem, wiem... Ale ona mnie już po prostu denerwuje. Zachowuje się, jakby nic nie musiała. Obiecała mi, że mi pomoże więc...- odparłam.
-Jestem! Caroline, przepraszam cię, ale nie mogłam wcześniej- powiedziała Elena wpadając do Grilla ciągnąc Damona za rękę.- To co mam robić?
-Już wszystko zrobiliśmy- odpowiedział Klaus.
-Aha. Caro, przepraszam, serio...-przepraszała mnie Elena
-Nic się nie stało. Poradziliśmy sobie, prawda?- spytałam i przytuliłam się do Klausa.
Elena uśmiechnęła się na ten widok. Chyba w końcu go zaakceptowali... Zawsze jedyną osobą, która mnie wspierała, kiedy zaczynałam być z Klausem, był Damon. Teraz jak widzę, przekonał Elenę. Powoli zaczęła schodzić się reszta. Zabawa się rozkręca...
[Elena]
Bawiliśmy się w najlepsze. Impreza zakrapiana alkoholem nigdy nie była moim ulubionym sposobem na spędzenie czasu, ale to była wyjątkowa okazja. Przetańczyliśmy z Damonem pół wieczoru, dopóki nie pojawiła się ONA. Rebeca.
-Damon!- pisnęła i rzuciła mu się na szyję.
-Rebeca? Co ty tu robisz?- spytał z niedowierzaniem Damon
-Jestem tu już mniej więcej od tygodnia musiałam przyjść na zakończenie szkoły- odparła.
-I mnie nie odwiedziłaś?- zapytał udając oburzenie.
-Chciałam ci zrobić niespodziankę- odpowiedziała z niewinną miną
-Udało ci się.
-No udało!- mruknęłam.
Uśmiechnęła się wrednie do mnie gdy Damon nie widział.
-Zatańczysz?- spytała Damona.
Zrobiłam wielkie oczy, mówiące "Tylko się zgódź a pożałujesz!". Ale nikt nie słuchał mojego niemego przesłania. Kiwnął głową i poszedł z Rebeką na parkiet.
Podeszłam do baru, by jeszcze bardziej się upić.
-Co tak sama siedzisz?- spytała Caroline siadając obok mnie.
-Beca przyszła- wycedziłam.
-Nie wiedziałaś, że przyjdzie?
-Do cholery czy wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że ta ździra się tutaj pojawi!?- krzyknęłam i zniknęłam jej z pola widzenia. Chyba za bardzo się mną nie przejęła, bo już po chwili widziałam ją obściskującą się z Klausem. Swoją drogą, to dziwne, że najpierw tak go nienawidziła, a teraz jest w nim taka zakochana... Ale ona nie krytykowała mojego związku z Damonem, ja nie mam prawa krytykować jej.
[2 godz. później]
Nasza paczka, czyli ja, Damon, Bonnie, Caroline, Klaus i Rebeca, która nie była mile widziana, ale się przywlokła, poszła na bardziej kameralną imprezkę do domu Klausa. Usiedliśmy na kanapach i zaczęliśmy rozmawiać. Trochę nam to nie wychodziło, bo wszyscy byliśmy pijani. Przyszedł ten czas, kiedy musiałam wszystkim oznajmić, że bierzemy ślub z Damonem.
-Hej, ja bym chciała coś powiedzieć- zaczęłam, próbując mówić tak, żeby za bardzo nie seplenić.- Bierzemy z Damonem ślub- dokończyłam. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na Damona.
Po chwili dziewczyny zaczęły piszczeć i mi gratulować, a Klaus poklepał Damona po plecach też mu gratulując. Niezadowolona była tylko Rebeca. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Wiedziałam, że podkochuje się w Damonie, jednak on kochał mnie, dlatego mnie tak nienawidzi.
Westchnęła i wyszła z pokoju. Za nią pobiegła Caroline.
-Ej, co jest?- spytała jej z troskliwym uśmiechem.
-Ja nigdy z nim nie będę...- odparła tamta niemal płacząc.
-Skarbie, ale on jest z Eleną...
-Wieeeem.... Ale ja go kocham!- krzyknęła.
Nie wiem, czy była świadoma tego, że wszyscy ją słyszą. Damon spojrzał najpierw na mnie, potem na pierwotną. Dziewczyna załamana wybiegła z domu.
-Pójdę ją poszukać- powiedział Damon po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
-Ty siedź!- rzuciłam ostro.- Klaus pójdzie, prawda?
-Pewnie- odparł z pokrzepiającym uśmiechem. Po chwili oboje z Caroline wyszli, a nam nie pozostało nic innego jak udać się do siebie.
[Elena]
Od pamiętnej imprezy minął już tydzień. Damon stał się bardziej, jakby to określić, małomówny. Kiedy wróciliśmy do domu, pokłócił się ze mną o to, że nie pozwoliłam mu jej szukać. Boję się, że naszły go wątpliwości. Co, jeśli on też ją kocha? Z nią byłby szczęśliwszy niż ze mną, zawsze to powtarzałam. Oni mają takie same charaktery, a ja? On jest wybuchowy, spontaniczny, lubi dobrą zabawę, seks, alkohol... A ja zachowuję się, jak za przeproszeniem siedemdziesięcioletnia babcia, nie obrażając siedemdziesięcioletniej babci. Dla mnie najlepszą rozrywką jest siedzenie przed telewizorem, rozmowa z przyjaciółkami, zakupy... Z Rebeką bawiłby się lepiej. Dotychczas całe jego życie to była jedna wielka zabawa, a ja mu po prostu przeszkodziłam. Zawsze zakochiwał się w innych kobietach niż ja. Katherine, Rose, Andie, Rebeca... Ja jestem zupełnie inna. Jestem pewna, że Rebeca nie naciskałaby na ślub, a ja!? Niemalże zmusiłam go, żeby mi się oświadczył!
Co jeszcze zmieniło się przez ten tydzień? Skończyłam szkołę. Byłam już na rozdaniu dyplomów. Teraz pozostają studia. Zastanawiałam się nad dwoma kierunkami- dziennikarstwem i psychologią. Ostatecznie wybrałam psychologię. Może w końcu się dowiem, co się dzieje w psychice Damona? Ale, najpierw trzeba na te studia zarobić. Dostałam pracę w Grillu, czemu oczywiście mój facet był przeciwny. Ktoś z boku spytałby, po co w ogóle fatyguję się pracą, studiami, skoro już za kilka miesięcy umrę? Odpowiedź jest prosta... O moim przeznaczeniu wie tylko nieliczne grono i niech tak zostanie. Nie chcę wzbudzać podejrzeń, tyle.
Zeszłam na dół na "śniadanie" złożone z dwóch woreczków krwi. Dzisiaj zaczynałam swój pierwszy dzień w pracy. Praca w Grillu to nie był szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Usłyszałam jak do mieszkania wchodzi Damon z bukietem róż.
-A to za co? O ile to w ogóle dla mnie, a nie dla Rebeci.- powiedziałam sarkastycznie.
Brunet skrzywił się i popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.
-Elena ja.... Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem się tak przejmować Becą, ale wiesz, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza I powinienem cię wspierać w pierwszym dniu pracy a nie stroić fochy. To jak, wybaczysz mi?- spytał.
Uśmiechnęłam się.
-Pewnie, że tak - odparłam i przytuliłam się do niego, biorąc kwiaty i wsadzając do wazonu.
-Już wychodzisz?- spytał zawiedziony.
-Taak... Może pójdziesz ze mną jako mój pierwszy klient?- spytałam.
-Ok, mogę iść cie wspierać- wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam i wyszliśmy z domu. Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Były straszne korki. Nie denerwowałam się, raczej cieszyłam, że w końcu zacznę pracować. Weszłam na zaplecze, założyłam ten zajebisty fartuszek, otrzymałam polecenia od szefa i stanęłam za barem.
-Mogłabyś mi...?- spytał Damon, ale nie zdążył dokończyć, bo mu przerwałam.
-Bourbon? Pewnie, już nalewam- odparłam. Nalałam mu do szklanki whiskey.- Moje pierwsze zadanie zakończone.
-Cały czas nie mogę uwierzyć, że pracujesz w Grillu... Nie masz większych ambicji? Serio?
-Wal się Damon!- powiedziałam i walnęłam go z łokcia w ramię, a on tylko się ze mnie śmiał.- Idiota- mruknęłam.
-Ale kochasz tego idiotę?- mruknął z minką szczeniaczka.
-Bardzo- powiedziałam i go pocałowałam. Potem poszło już łatwo. Ludzie przychodzili (głównie mężczyźni) i prosili o różnego rodzaju trunki. Problemy zaczęły się około 23. Grupka szesnastolatków urządziła sobie imprezę. Najpierw podeszła jakaś dziewczyna i poprosiła o piwo. Kazałam jej pokazać dowód. Ona tylko westchnęła i odeszła. Potem podszedł do mnie jakiś ich kolega. Wyglądał na 20 lat, ale miał 16, znałam go. Pech chciał, że akurat Damon wyszedł na papierosa i powiedział, że zaraz wróci. Chłopak uśmiechnął się na pozór grzecznie.
-Moja koleżanka powiedziała mi, że nie chciałaś sprzedać jej piwa- wymamrotał.
-Bo to prawda. Nie wiem, czy wiesz, ale nieletnim alkoholu się nie sprzedaje- odparłam.
-Raz nie możesz zrobić wyjątku!?
-To jest mój pierwszy dzień w pracy nie chcę wylecieć przez to, że jakimś kretynom zachciało się piwa!
-Dobra. To sam je sobie wezmę- syknął i próbował wejść za bar.
Chciałam go wypchnąć, jednak jako człowiek byłam słabsza, a gdybym użyła wampirzych mocy, wszyscy by się pokapali, że coś jest nie tak. Chłopak ścisnął mnie za nadgarstek. Mocno. Nie, żeby bolało, ale liczył się sam fakt. Pchnął mnie na półki tak, że upadłam. W rękę wbiło się szkło. Rana zaraz się zagoiła.
Rozejrzałam się. Nade mną stał Damon. Miałam zaszklone oczy. Patrzył na mnie z troską.
-Ten idiota już... Ymm... Wyszedł, nie przejmuj się- powiedział i mnie przytulił.- Nic ci się nie stało?
-Nie mogło mi się stać, przecież wiesz- odparłam.
Z zaplecza wyleciał szef, by spytać co się stało. Nie nakrzyczał na mnie, ani nic. Zdziwiło mnie to. Zadzwonił po innego zmiennika, a mnie kazał iść do domu. Przez całą drogę milczeliśmy. Kiedy weszliśmy do domu usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie.
-Jestem zmęczona- mruknęłam.
-Wiesz, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać?- spytał.
-Ale musimy teraz?
-Tak, bo wiem jaka jesteś wrażliwa i nie chcę, żebyś mi potem całą noc płakała. No chodź- powiedział. Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i przytuliłam.
-Co z nim zrobiłeś?- zapytałam bojąc się jego odpowiedzi.
-Nic specjalnego.
-Ale żyje???
-Żyje, spokojnie. Po prostu obiłem mu mordę.
Westchnęłam i wywróciłam oczami.
-Co teraz zrobisz, jak nie masz pracy?- spytał.
-Ale on mnie ni wyrzucił- odpowiedziałam.
-Ale ty już tam nie wrócisz- powiedział tak, jakby to było oczywiste.
-Właśnie, że wrócę.
-Skarbie, proszę, znowu zaczynasz? Wyszło na moje, nie możesz tam pracować, znowu chcesz, żeby ktoś ci coś zrobił?
-Nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem! Wiem, że mnie kochasz i że robisz to dlatego, żeby mnie chronić, ale robisz to w bardzo nieudolny sposób! Zrobię co zechcę i nie będę się całe życie ciebie słuchała! Wracam do tej pracy Damon, czy ci się to podoba czy nie!- krzyknęłam i pobiegłam na górę. -A ty dzisiaj śpisz na kanapie!- rozkazałam widząc, że chciał za mną iść.
-Bardzo śmieszne- syknął i wyszedł z domu.
Usiadłam na schodach i się rozpłakałam.
[Następny dzień]
Obudziłam się i spojrzałam w lustro. Wyglądałam makabrycznie! Nie chciało mi się zmyć makijażu, więc byłam cała czarna na twarzy od tuszu. Włosy miałam potargane... Ach. Martwiłam się o Damona. Nie powinien się tak zachowywać! Mam swoje życie i mam prawo pracować gdzie mi się podoba! Wiem, zachowuję się jak dziecko, które za wszelką cenę chce być dorosłe i samodzielne. Wiem, Damon robi to z miłości, ale bez przesady! Nie będzie za mnie o wszystkim decydował!
Powoli wstałam. Wzięłam prysznic, ogarnęłam się, pomalowałam i ubrałam białą koszulę i brązowe rurki.
Wyszłam z pustego mieszkania. Odkąd Jenna wprowadziła się do mieszkania Ricka, było mi strasznie smutno. Zwłaszcza w dni takie jak ten, kiedy byłam pokłócona z Damonem. Wydaje mi się, że na początku wszystko było łatwiejsze. Wtedy musieliśmy ciężko się napracować, żeby w ogóle być razem, zranić wielu ludzi. Nie kłóciliśmy się, bo to był początek, bo baliśmy się, że to może zaraz się skończyć, dziękowaliśmy sobie nawzajem, że jesteśmy. Teraz, kiedy już się przyzwyczailiśmy do obecności drugiej osoby, zaczęliśmy tego nie doceniać. Jakby to była oczywista oczywistość, jakby to się nam należało. A tak nie jest. Każdego dnia trzeba walczyć i okazywać sobie, jacy jesteśmy dla siebie ważni. Ale niestety my o tym zapominamy. Może Damon miał rację? Może rzeczywiście te całe zaręczyny doprowadziły do jakiejś rutyny? Mam nadzieję, że nie, a nawet jeśli to szybko sobie poradzimy z Damonem.
W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Myślałam, gdzie jest Damon? Gdzie przenocował, albo raczej u kogo? Odpowiedź byłą według mnie prosta. Rebeca. Miałam cichą nadzieję, że jednak się mylę, ale takie było moje przeczucie. Ona nie jest mu obojętna, to widać, jak ich do siebie ciągnie. Ale zostało mi tylko kilka miesięcy życia, potem będą mogli być razem i nie będę im miała tego za złe. Damon jest cudownym facetem, ma prawo być szczęśliwym, a dla niego definicja szczęścia jest widocznie inna niż dla mnie.
-Halo? Prosze pani- jakiś facet pomachał mi przed oczami. Spojrzałam na niego. Jego ciemno szare oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a jasne usta wykrzywione były w szerokim uśmiechu. Na twarzy było widać ślad kilkudniowego zarostu. Przeczesał ręką swoje blond włosy, nie wiem, czy zrobił to umyślnie, ale wywarło to na mnie wrażenie. Był przystojny i to bardzo.
-Tak? Przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam.
-Nic się nie stało- odparł z tym cudnym uśmiechem.- Prosiłem o szklankę wody.
-A tak, proszę już podaję- odpowiedziałam zdziwiona, że nie zamówił alkoholu.
-Mam tu spotkanie z klientem- dodał jakby czytając w moich myślach. Kiwnęłam głową posyłając mu uśmiech.- Gdzie moje maniery? Brajan Waller- przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę.
-Elena Salvatore... Gilbert!- odparłam robiąc się przy tym czerwona jak burak. Dziewczyny mówiły już do mnie po nazwisku Damona, ja sama też utożsamiałam się z nim. Posłał mi pytające spojrzenie.- Ja... Mam na nazwisko Gilbert, ale niedługo biorę ślub z moim chłopakiem i już przyzwyczaiłam się, że wszyscy mówią do mnie Salvatore- wytłumaczyłam trochę nieskładnie. Uśmiechnął się i pokiwał głową. Jednak widziałam, że ten uśmiech nie był nieszczery. Jakby posmutniał, na wieść o tym, że biorę ślub. Nie no błagam, ostatnie czego mi trzeba, to jakiś facet, który będzie do mnie startował!
-Muszę już iść, do widzenia Eleno- powiedział i usiadł do stolika, przy którym siedział już jakiś facet. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam się dowiedzieć o czym rozmawiają.
-Czyli, że zdjęcia się panu nie podobają?- spytał zawiedziony Brajan.
-Nie, zdjęcia są świetnie, tylko modelka... Ach, szkoda gadać. Ona musi mieć w sobie to coś! A ta patrzy się jakby ktoś jej umarł!
-Ale... Czyli mam zrobić te zdjęcia jeszcze raz?
-Czyli masz mi znaleźć inną modelkę! Bo ta w ogóle mi się nie podoba!
Brajan westchnął.
-Ale przecież ja nie jestem od szukania modelek! Ja tylko mam robić zdjęcia, no panie!
-Mówiłeś, że wszystkim się zajmiesz? To się zajmij! Jutro chcę widzieć modelkę, która mi się spodoba, jasne?
-Jasne- odparł zdenerwowany. Mężczyzna odszedł od stolika, jednak blondyn nadal siedział, podparty łokciami.
Nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niego.
-Mogę w czymś pomóc?- spytałam. Miałam na myśli kawę, herbatę, ewentualnie rozmowę, ale tym co powiedział, naprawdę mnie zaskoczył.
-Nie... To znaczy tak! Ty będziesz idealna!- wykrzyczał.
-Ale do czego?
-Będziesz moją modelką. Proszęęęę!!!
-Ale... Ale ja się w ogóle na tym nie znam...
-Co z tego, szefowi się spodobasz. To jak zgadzasz się?
-Nie wiem, muszę to omówić z narzeczonym- odparłam.
-Boże! Ratujesz mi życie! Dziękuję!
-Ale ja nie powiedziałam, że się zgadzam.
-Jasne- odparł i znowu się tak tajemniczo uśmiechnął.- Dam ci moją wizytówkę- powiedział i wręczył mi karteczkę z jego nazwiskiem i numerem telefonu.
-Dziękuję.
-Nie, to ja ci dziękuję- odpowiedział, pocałował mnie w policzek, zatrzymał się, jakby nie wiedział, czy dobrze robi, ale wyszedł, posyłając mi tylko swój szeroki uśmiech.
Zastanawiałam się, czy dobrze robię. Szczerze, chciałam tam iść. Nie wiem czemu, ale ciągnęło mnie do Brajana. Nie! Nie mogę teraz dać się ponieść, kiedy Damon i ja mamy taki jakby kryzys. Chociaż...
Wróciłam do domu wyczerpana. Czekał na mnie Damon.
-Musimy porozmawiać- powiedział.
Serce podeszło mi do gardła. Czy on chce mi powiedzieć że mnie.... Zdradził? Błagam, nie...
-Musimy- odparłam.
-Przemyślałem sobie to wszystko i... Zachowywałem się jak dupek. Wiem. Nie powinienem ci rozkazywać. Będziesz pracować tam, gdzie chcesz- podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Bo w sumie wiesz... Nie muszę już pracować w Grillu.
-Nie? To super!
-No bo... Dostałam inną pracę.
-Jaką?- spytał i zmarszczył brwi. Nie wyglądał na zachwyconego moim pomysłem.
-Jako fotomodelka- odparłam, a jego mina wyrażała jedno wielkie WTF.
-Chyba żartujesz- prychnął.
-Znowu chcesz mi rozkazywać?!
-Wtedy to była inna sprawa!
-Nie! Cały czas jest taka sama, zawsze wszystko musi być po twojej myśli! Może po prostu jesteś zazdrosny, że osiągnęłam więcej od ciebie?
-Masz rację, bo praca w Grillu to był szczyt moich ambicji. Śmieszne!
-Nie o tym mówię!
-Dobra rób jak chcesz, ja mam to gdzieś!- warknął i poszedł na górę. Niepewnie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Wallera.
-Halo?- odebrał.
-Hej Brajan, tu Elena... Nie za późno dzwonię?- spytałam.
-Nie, ty możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Co się stało?
-Podjęłam decyzję... Kiedy mogę zaczynać?
-Możemy się umówić na jutro na spotkanie i tam wszystko omówić ?
- Tak... To gdzie się spotkamy ?
- Tam gdzie dziś ?
- Okej!
- Pa.. - rozłączyłam się i poszłam do Demona na górę do łóżka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz